Większość z nas dba o swoje rzeczy. Czy to auto, czy spodnie, czy smartfon (no powiedzmy…). Większość gitarzystów najbardziej jednak dba o swoje gitary. Czy to Epiphone za 700 zł, czy Gibson za 7000 zł, staramy się nie trzymać gitar pod kaloryferem, nie zostawiać na nich resztek jedzenia, nie smarować kremem niveja czy też transportować nasze wiosło w specjalistycznym pokrowcu lub futerale. Do czasu.
W moim przypadku miejscem przeznaczenia okazał się statyw. Pewnego pięknego dnia, mój wysłużony, posiadany od czasów pierwszej gitary elektrycznej statyw, postanowił się przechylić. Razem z położonym na nim Jacksonem. Co w połączeniu z grawitacją dało bardzo nieprzyjemny efekt zniszczonego lakieru na topie gitary.
Co postanowiłem z tym zrobić? W sumie niewiele. Stwierdziłem, że już nigdy nie będę używał kiepskich statywów. Moje poszukiwania nowego „wieszaka” skończyły się bardzo szybko. Praktycznie od razu natknąłem się na markę Hercules i od tamtej pory do przechowywania gitar poza futerałami używam tylko ich sprzętów.
Do zdjęć, szybkich akcji i wyjazdów niezastąpiony jest TravLite, o którym możecie przeczytać tutaj >TravLite<. Z kolei na dłuższe posiadówki i nagrania – niezastąpiony jest statyw na przynajmniej dwa instrumenty z blokadą na główce.
Stabilna, trójnoga podstawa, gąbka chroniąca tył korpusu, możliwość regulacji wysokości zawieszenia jak i podparcia, możliwość złożenia całości do wysokości 40cm oraz najważniejsze – blokada grawitacyjna główki. Ten chroniony patentem sposób zawieszenia gitary uważam za totalny MUST HAVE każdego gitarzysty. Są tańsze rozwiązania, gumowe paski, zaczepy, ale z lepszą opcją nie spotkałem się nigdy.
Co gdy nie mamy miejsca na wielki statyw? Odpowiedź jest prosta:
Hercules mocowany na ścianę. Z dłuższym, bądź krótszym ramieniem, a nawet z drewnianą podstawką. Każdemu wedle potrzeb. Sprawuje się tak dobrze, że nawet żona kazała zamówić dwa kolejne i chociaż przyozdobić ścianę gitarami, skoro na nich nie gram.
CTG poleca!