W poprzednim odcinku dokonaliśmy regulacji gryfu i mamy instrument gotowy do ustawiania akcji. Dziś przyda nam się wspominane dawno temu papier ścierny oraz masa cierpliwości. Na początek trochę teorii. Akcję strun w akustyku obniżamy najczęściej poprzez zeszlifowanie siodełka mostka. Mogło by się wydawać, że będzie to strasznie upierdliwy proces – zdejmij struny, przeszlifuj trochę, załóż struny, nastrój, zobacz jak Ci z nową akcją… STOP!
Istnieje prosta zależność, która pozwoli nam w dużej mierze uniknąć pracy „na ślepo”: Zeszlifowanie siodełka o 1mm, powinno zaowocować obniżeniem akcji na XII progu o 0,5mm.
I generalnie tak najczęściej jest, choć nie należy się tym do końca sugerować – każda gitara ma trochę inaczej, dlatego należy sobie, jak zwykle zresztą, zostawić jakiś margines bezpieczeństwa. Ale generalnie, jeżeli wiemy mniej-więcej jaką akcję chcemy mieć nad XII progiem, to ta reguła pozwoli nam się zorientować ile materiału będziemy musieli usunąć, żeby ją osiągnąć.
Bierzemy się więc za obniżanie siodła. Siodełko powinno siedzieć w mostku „na wcisk” więc bez problemu powinno się dać wyciągnąć palcami. Jeżeli siedzi bardzo ciasno, możemy dokonać jego ekstrakcji przy pomocy wąskich kombinerek. Ważne! Nie ciągniemy siodła „na chama” i nie ruszamy nim do przodu i do tyłu żeby się poluzowało! Wyobrażamy sobie, że próbujemy prawidłowo wyciągnąć wtyczkę z gniazdka. Czyli jedną ręką przytrzymujemy sobie gniazdko, żeby go nie wyrwać ze ściany (w tym wypadku dociskamy delikatnie mostek do płyty wierzchniej), a drugą wyciągamy wtyczkę (czyli łapiemy siodełko tak blisko mostka jak się da i wyciągamy bez poruszania na boki). Jeżeli siodło nadal stawia opór, to możemy je sobie delikatnie wyciągać po kawałku – raz wyciągnąć trochę od strony wiolinów, raz od strony basów – powinno w końcu pójść.
Po wydobyciu siodła mogą się okazać dwie rzeczy:
a) Producent gitary nas kocha i siodło ma fabrycznie doklejoną podkładkę – lubimy go za to, bo właśnie zaoszczędził nam sporo roboty.
b) Producent kocha pieniądze i nie pieści się z duperelami, siodełko jest lite. Płaczemy i szlifujemy.
W przypadku scenariusza „a” bierzemy siodło do kuchni i nastawiamy sobie wodę na kawę. Nie będziemy, oczywiście, przekonywać podkładki przy kawusi, żeby się odczepiła. Takie rzeczy klei się najczęściej Titebondem albo (rzadziej) klejem kostnym – wystarczy „odparować” siodełko, żeby spoina puściła. Dlaczego każę wam się babrać z parą zamiast oddzielić niepotrzebny element mechanicznie? Ano dlatego, że te podkładki są najczęściej palisandrowe albo hebanowe (bywają też kostne, ale to rzadko). Przy oddzielaniu mechanicznym prawie na pewno się połamią albo porozwarstwiają, a dobry kawałek drewna zawsze warto zachować. Choćby po to, żeby podwyższyć akcję jeżeli zajdzie taka potrzeba. Może też posłużyć jako wypełniacz jak nam się coś (Tfu! Tfu!) ukruszy w moście albo podstrunnicy. Po odklejeniu podkładki warto przejechać siodełkiem po drobnym papierze ściernym (gradacja 120) żeby usunąć ewentualne resztki kleju i już. Możemy reinstalować siodło w moście.
W przypadku scenariusza „b” albo, gdy po odklejeniu podkładki chcemy sobie jeszcze trochę obniżyć, przygotowujemy sobie stanowisko szlifierskie. Będzie potrzebny nam kawałek równej, płaskiej powierzchni i papier ścierny. Jak chcemy mieć w ogóle idealnie, to przyda się też kawałek deseczki. Bierzemy siodełko i ołówek, i – pamiętając o podanej wcześniej zależności – odmierzamy sobie ile chcemy usunąć. Najłatwiej będzie wyznaczyć dwa punkty – jeden po stronie wiolinów, drugi po stronie basów – i połączyć je linią. Powinna wyjść równolegle do podstawy siodełka. Jeżeli mamy taką ambicję i chcemy obniżyć dla jednej strony mniej a dla drugiej więcej, to wyjdzie nam oczywiście skośna, ale to już wymaga niezłej wprawy przy szlifowaniu i w zasadzie rzadko się zdarza żeby zachodziła taka potrzeba.
Jak już to załatwimy, to bierzemy papier ścierny (najpierw gruby, 60 albo 80), kładziemy go na równej powierzchni (ja preferuję podłogę), stawiamy sobie na nim siodełko, dociskamy je możliwie równomiernie z góry (dlatego właśnie preferuję podłogę) i wykonujemy nim ruchy posuwiście-zwrotne wzdłuż jego podstawy. A po co deseczka? Możemy ją również położyć na papierze i docisnąć do niej siodełko jednym bokiem. W ten sposób będziemy mieli pewność, że podstawa siodła będzie prostopadła do jego boku.
W momencie gdy dojdziemy do połowy wyznaczonego dystansu, to możemy dla pewności założyć siodło do gitary, założyć struny, nastroić i sprawdzić co tam słychać na XII progu. Jak już pisałem – it’s not a rocket science – wartości nie są bezwzględne i każda gitara jest inna. Warto zrobić przymiarkę na tym etapie, żeby później nie okazało się, że siodło całkiem schowało się w moście. Tak czy inaczej, jak już dojedziemy do żądanej wysokości, to zmieniamy papier na drobniejszy (100 i 120 na sam koniec. GraphTech zaleca wykańczanie swoich produktów jeszcze drobniejszymi gradacjami – info jest na ich stronie.) i wygładzamy podstawę siodełka, zakładamy je z powrotem do gitary i cieszymy się efektami naszej ciężkiej pracy. Albo płaczemy, że pojechaliśmy za nisko i czekamy na kolejny odcinek, w którym będziemy robili podkładkę żeby to skompensować.
A jaką akcję należy sobie ustawić w swojej gitarze? Tak jak pisałem już kiedyś – jest to głównie kwestia preferencji i stylu gry. Przy grze akordowej można ustawić wysoko – 3,5mm/2,5mm (basy/wioliny), zwłaszcza jak ktoś ma ciężką łapę. Jeżeli ktoś gra lżej to śmiało można zjechać nawet o cały milimetr (2,5mm/1,5mm). Generalnie, im lżej atakujemy struny, tym niżej możemy je ustawić choć nie zalecam zjeżdżania z wiolinami poniżej 1mm, jeżeli chcemy, żeby gitara grała bez brzęczenia na progach. Jeśli brzęczenie nam nie przeszkadza (albo chcemy, żeby stanowiło element naszego brzmienia, jak na przykład u Ewana Dobsona) to możemy śmiało przekroczyć magiczną granicę jednego milimetra.

O autorze

Komentarze zostały zablokowane