Lubię łamać konwenanse. Na każdej stronie, portalu czy gdziekolwiek w sieci znajdziecie informację, żeby koniecznie zaopatrzyć się w nowe struny i zajebiste wzmacniacze. Na dzisiaj, patrząc z perspektywy czasu, w ogóle tych nowych strun i super wzmacniaczy na nagraniu nie słychać…
Od czego więc zacząć? Mamy zespół, zrobiliśmy wspólnie materiał, mamy odłożone 10 000 zł na studio więc jutro wchodzimy i nagrywamy. STOP! Odradzam z całego serca. Uszczknijcie 300 zł i zaopatrzcie się w prosty interface audio (jeśli nie macie, choć przypuszczam, że większość kapel zrezygnowała już z męczącego układania tabów w guitar pro na rzecz nagrywania). Poświęćcie tydzień, a nawet dwa na próbne nagranie całego materiału. Ułóżcie bębny tak jak mają grać, dograjcie bas i gitary. A jak będzie czas – nawet wokal. Po co to wszystko?
Po pierwsze, odnajdziecie wszystkie braki aranżacyjne. Usłyszycie gdzie nie pasuje stopa, gdzie są złe akcenty, gdzie trochę zmienić melodie. Na próbach tego nie słychać, a w nawet średniej jakości nagraniu wszystko wyjdzie.
Po drugie, dokładnie dowiecie się kto nie zna swoich partii, kto nie do końca jest wyćwiczony albo po prostu nie daje rady. W studiu szkoda czasu na szlifowanie materiału, bo pieniążki przez palce uciekają.
Ostatnią sprawą, którą ułatwia nam próbne nagranie są piloty. Ostatnio nawet dyskutowałem o tym z jednym czytelnikiem. Piloty gitar z metronomem potrzebne nam będą do nagrania perkusji. Mało jest genialnych perkusistów, którzy zagrają płytę bez tła, w sumie nawet nie wiem czy istnieją. Nagrywanie pilotów w studiu, nawet nie do końca idealnie zagranych to kolejne stracone pieniądze.
Mając zarejestrowany materiał próbny, wiedząc jak co gdzie i jak, bardzo często wychodzi jeszcze jedna rzecz w przypadku gitarzystów. Prawdopodobnie jednemu z nich (o ile jest dwóch) wychodzi lepiej granie rytmiczne albo w ogóle granie. Jest po prostu lepszy. Co za tym idzie, sprawniej wychodzi mu nagrywanie, traci mniej czasu na powtórki i tak dalej. Co za tym idzie? Dużo szybciej i sprawniej pójdzie mu nagranie wszystkich partii rytmicznych, będą brzmiały bardziej spójnie. To żaden wstyd i zazwyczaj tak właśnie nagrywa się płyty. Oczywiście dla tego gitarzysta to dwa razy więcej roboty w studio, ale czego się nie robi dla dobra zespołu.
Po tygodniu przygotowań (akurat) mamy już wszystko, żeby udać się do studia i zapisać w końcu nasz genialny materiał. Zanim tam się wybierzecie, dopytajcie dokładnie jaki mają sprzęt. Jeżeli nie macie swoich wzmacniaczy i kolumn, które spełniają dzisiejsze standardy, warto pożyczyć może coś od znajomych. Podobnie z efektami i innymi zabawkami. Tu wchodzi to o czym pisałem na początku, oprócz sprzętu – nowe struny, naciągi i tego typu bzdety. Według mnie i tak to wszystko przykryte zostanie miksem, ale cóż, takie są standardy. Najważniejsze z takich dupereli to dobry tuner.
Jesteśmy w studio. Zwarci gotowi, przygotowani w 200 procentach. Realizator wciska [REC] i… Pierd. Syndrom czerwonej lampki, trema, stres, nerwy. Nic nie wychodzi, nic nie gra. Za mocno za słabo. Spokojnie. Jeżeli nagraliście w domu cały materiał – będzie dobrze. Kilka pierwszych tejków i poleci z górki.

Do wyjaśnienia zostaje jeszcze kilka kwestii, czyli dobór naciągów, strojenie bębnów, wybór mikrofonów, ułożenie mikrofonów. Nie czuję się na siłach, żeby z dużo o tym opowiadać, ale większość tych kwestii powinien rozwiać dobry realizator.
Po zakończeniu nagrań, zastanówcie się czy miks ma wykonywać ta sama osoba która nagrywała materiał, czy prześlecie ścieżki komuś dalej. Można wysłać na próbę jeden numer kilku inżynierom dźwięku i wybrać tego, który najlepiej poradzi sobie z Waszym materiałem.