Dzień dobry. A nawet i dobry wieczór, chociaż w sumie dopiero wstałem. Jako, że wszyscy jesteśmy o rok starsi, pora podsumować sprzętowe premiery 2016. Oczywiście w pełni subiektywne, bo mogę. Takowoż przejdźmy do najciekawszych/najśmieszniejszych/najbardziej kuriozalnych premier z zeszłego roku, wiadomości o których pojawiły się na naszym portalu.
Ibanez postanowił wrzucić do swojej oferty gitarę, która tak na prawdę nie wiadomo dla kogo jest. Niby to siódemka, niby RGD, niby nawet dość ładnie wygląda, ale… korpus sklejony z dwóch kawałków? W sensie, ja wiem, że to nic nowego, ale żeby tak na zasadzie kanapki? Ostatni raz takie rozwiązanie widziałem bodaj w jakimś starym Defilu i nawet jakoś nigdy nie dziwiło mnie, że pomysł nie chwycił. Ale niech tam im będzie.
Jeżeli pamiętacie jeszcze chryję u PRS z barytonem w skali 25,5″, to uprzejmie przypominam, że nasz ulubiony koreański producent zafundował bardzo skuteczną odtrutkę na tę abominację. 30 cali powinno zadowolić praktycznie każdego!
Gruszek w popiele nie zasypiał też nasz rodzimy producent gitar z Trójmiasta – odświeżenia doczekał się ich sztandarowy model (zaprojektowany – jak legenda głosi – we współpracy z niejakim Grzegorzem Skawińskim). Wiosło doczekało się ścięcia na topie, dzięki czemu będzie wyglądało trochę bardziej jak produkty Ibaneza, a poza tym ma być wygodniejsze.
Oczywiście nie mogło się też obyć bez kolejnego wzmacniacza marki Mesa Engineering. Zapewne do wszystkich poprzednich modeli już wszyscy dawno dozbierali, trzeba było więc wymyślić jakiś nowy cel, którym można by przed żoną usprawiedliwić jedzenie samej pasztetowej z biedry przez cały rok/zaciągnięcie kredytu.
A skoro już o wzmacniaczach mowa, nie zabrakło też propozycji dla gitarzystów mniej zamożnych (albo po prostu rozsądnych/nie lubiących pasztetowej z biedry/nie posiadających zdolności kredytowej).
Zresztą, Line 6 też puściło kolejnego odgrzewanego kotleta z linii Spider. I w sumie dobrze – gitarowa nisza bez tego cyfrowego skwierczenia nie była by pewnie już tym samym.
Natomiast jeżeli nie lubisz dźwigać swojego ciężkiego jak sumienie Stalina wzmacniacza albo obawiasz się, że przy jego podnoszeniu Twoje spodnie-rurki pękną w jakimś strategicznym miejscu, to IK Multimedia wymyśliło maciupki wzmak, który jest w stanie napędzić paczkę kalibru 4×12, a nawet i nagłaśniać symulacje z AmpliTube. Oczywiście musisz mieć ajfona, żeby tak było można, ale zawsze spoko.
Nano Amp to zresztą nie jedyny wyczyn firmy IK Multimedia w zeszłym roku – dzięki ich dokonaniom możemy się też całkiem skutecznie pozbyć problemów interpersonalnych w naszym bandzie. No, przynajmniej jeżeli to basista stanowi ich punkt zapalny. Nasz niezależny specjalista twierdzi zresztą, że to całkiem spoko działa – gra równo, zawsze stroi i nie marudzi, że nie słychać go w miksie.
Dr. No Effects – taa, co by tu o tym… No wesoły fuzz opakowany w formę mięciutkiej i pachnącej kupki na pewno zapadł Wam w pamięć. Zresztą, pewnie nie tylko Wam, bo i w redakcji mamy z tego nawracającą bekę do turlania.
Na szczęście twórcy efektów w kostkach nie mieli samych gównianych pomysłów, tak więc T. C. Electronic zaproponowało zajefajne rozwiązanie dla leniwych nagrywaczy. Albo kto tam takich rzeczy potrzebuje. W skrócie – zamiast nagrywać duble ścieżki do miksu, wystarczy że przepuścimy sygnał przez Mimiq, dzięki czemu uzyskamy dubla, który jest taki sam, ale jednak inny, ale jednak taki sam.
Natomiast osobniki, które uważają, że „prawdziwe brzmienie, to panie, tylko z analogowych efektów, a nie z cyfrowych zabawek”, mogą uzupełnić swój ołtarzyk o najprawdziwsze vibrato napędzane płomieniem. Spróbuj być bardziej analogowy niż to!
Pewne dążenie do innowacji nie ominęło też branży przetworników gitarowych. Takie na przykład EMG stwierdziło, że można zrobić aktywy, które są pasywami, ale jednak są aktywne. No można.
http://ciszatezgra.pl/nowosci/emg-retro-active/
A niejaki Jeff Loomis (znacie gościa?) dostał swoją własną sygnaturkę modelu Blackout. Wzbudziło to nasze głębokie wzruszenie. Ramion.
Ale i tak wiadomo, że bez BKP nie ma grania.
I tak w sumie prezentuje się lista najciekawszych niusów, które byliśmy łaskawi opublikować na naszych łamach. Przyszły rok zapowiada się zresztą nie mniej ciekawie, mamy więc nadzieję, że jeszcze nie jeden raz sprowokujemy Was do pędzenia shitstormów w komentarzach na naszym fejsbuczku i jutubku. O, choćby nawet dzięki takim oto niusom: