„Dobra” gitara to nie jest najszczęśliwsze określenie, dlatego używam cudzysłowu. Każdy gitarzysta będzie uważał, że dobra gitara to coś innego, dla jednego to taka posiadająca określone brzmienie, dla innego niesamowity wygląd, a dla jeszcze innego to po prostu jego gitara. Co jednak charakteryzuje doskonałe instrumenty? Oczywiście to wszystko moje prywatne spostrzeżenia, z chęcią dowiem się, co dla Was znaczy „dobra” gitara.
Fala brzuszna
To moje nazewnictwo uczucia, gdy bierzecie gitarę na kolano, bądź na pasek i zaczynacie grać. W momencie gdy uderzacie pierwsze dźwięki, czujecie że przez gryf, do korpusu rozchodzi się fala, która dosłownie rusza całym wiosłem. W tym właśnie momencie można poczuć jakby gitara łaskotała nas w brzuch. Pierwszy raz taką mocną falę poczułem w Regiusie.
Fretwork (wykończenie progów)
Akcja strun, którą powinno się ustawiać w gitarze elektrycznej jest różna. Do gry akordowej, czy slapu ustawia się wyższa akcję, żeby uzyskać konkretne, głośne brzmienie. Do gry rockowej, czy metalowej najczęściej ustawia się niską akcję, żeby można było grac szybko, łatwo, przyjemnie i wygodnie. Pieczołowicie wykończone gitary z dobrze wykonanymi fretworkiem pozwalają na obniżenie strun do bardzo niskich wartości, nawet poniżej 1 mm na ostatniej strunie, z minimalnym brzęczeniem na niektórych progach. Uważam, że jest to kolejny argument za tym, że gitara jest „dobra”. Jedną z najlepszych możliwych akcji strun udało mi się uzyskać w Jacksonie SLSMG Flametop.
Stabilność
Na pewno wiele razy zdarzyło się Wam, że wyciągacie gitarę z pokrowca po wczorajszym graniu, a instrument jest rozstrojony. Ja tak miałem wiele razy. Dobrze wysezonowane drewno jest stabilne i zmiana stroju, nawet w ciężkich warunkach atmosferycznych nie powinna być super drastyczna (oczywiście dochodzi tu też zużycie strun, czy jakość osprzętu). Niektóre gitary tygodniami potrafią trzymać strój, nawet często użytkowane. I to właśnie trzecia rzecz, która sprawia, że gitara jest „dobra”.
Czekam na Wasze spostrzeżenia w temacie.
5 komentarzy
W takim razie muszę przyznać chińczykom, że dokonali niemożliwego. Wytwór o nazwie „Wilson”, kupiony od żula za flaszkę ma: 1. mocniejszą falę brzuszną od Gibsona V Faded 2. Trzyma strój na równym poziomie z Flying V Faded 3. Wykończenie progów pozwala na identyczną akcję jak we wspomnianym Gibolu. Jedynie układ elektryczny kuleje i śmierdzi rakotwórczym plastikiem. Ale reszta… magia jakaś.
Jak dla mnie to w drugą stronę, Gibson zrobił kolejnego bubla 😛
Moja wina, nie sprecyzowałem i mam nadzieję, że nie sugerujesz iż nie potrafię poznać dobrej gitary. Tak czy siak pudło bo wspomniana V-ka w swojej cenie była i jest rewelacyjną gitarą… 😛 Poza wspomnianym „Wilsonem” nic do tej pory nie miało do niej startu. Tylko Chapman i ESP były blisko a to przecież inna półka cenowa. Odkąd ją kupiłem 7 lat temu pozostaje moim głównym instrumentem, którego używam do nagrań a kupiłem ją dzięki Ksantypowi, który ma identyczną. W skrócie: nie.
Co to znaczy, że gitara nie ma startu? Mniej wygodna? Kiepskie brzmienie? Nie mogę nigdy zrozumieć takiego stwierdzenia, bo każdemu podoba sie inne brzmienie i ma inne oczekiwania co do wygody. Dla mnie żadna Vka nie nadaje
się do grania 😛
W tym przypadku gorsze brzmienie i mniej wygodne – w tej kolejności. Ale co racja to racja, obydwa kryteria to rzecz subiektywna i podpisuje się pod tym co napisałeś rękami i nogami, skoro chociażby Jack White grał na tanich Airline z marketu i było git to czemu by nie, brzmienie i tak w sporej części „idzie z ręki”. Peace bro, jedyne co chciałem napisać to to, że tani chińczyk niesamowicie mnie zaskoczył wykonaniem i że opisywana Vka z całą pewnością bublem nie jest. Jako ciekawostkę na koniec mogę dodać, że w mojej Vce wymieniłem pickupy z 500t/496r, które dla mnie brzmiały zbyt „sterylnie”, po wielu próbach na koreańskie wytwory z początku tego tysiąclecia (!), teraz jest bajka. Próbkami w razie zainteresowania chętnie się podzielę czy to w formie nagranych specjalnie na tą okoliczność czy w formie gotowych, zmiksowanych utworów.