Dzisiaj skupię się na czymś, co budzi wiele kontrowersji wśród gitarzystów. Już jakiś czas temu zastanawiałem się o co tutaj chodzi i w końcu… Kupiłem Fretwrapa… A nawet trzy!
Jak widać na powyższej fotce, nie ma tu żadnej rewelacji, kawałek froty, rzepa i logo GruvGear. Kiedyś na pewnym forum użytkownik spytał, po co zakłada się frotkę na główkę, bo dostał ową z nową gitarą i już jej nie ściągał, bo fajnie wyglądała. Pędzę więc z wyjaśnieniami, często gęsto, szczególnie przy odwróconej główce, najgrubsza struna (czasami też inne) wydaje z siebie brzęczący dźwięk, zazwyczaj go nie słyszymy, ale na nagraniach jest on jak najbardziej słyszalny. Element wygłuszający przydaje się też podczas solówek, tapingów i ogólnie nagrywania, gdzie potrzebujemy dużo precyzji, a każde niechcące uderzenie w inną strunę zakłóca nasz wysiłek.
Tyle tłumaczenia. Pytanie jakie mnie nurtowało od momentu gdy pierwszy raz zobaczyłem FW, brzmi tak: Dlaczego ludzie wydają 40 zł na kawałek frotki z rzepem? Zastanawiałem się nad nim długo i jedna z dwóch odpowiedzi nasunęła mi się sama, po 3 miesiącach używania zielonej frotki:
Przepysznie wygląda, nieprawdaż? Nie ukrywam, estetyka wiosła jest dla mnie ważna. Uwielbiam kolorowe flametopy, muszę mieć binding, muszę mieć heban. Dla mnie gitara oprócz tego że gra, musi wyglądać. Zielona frotka przestała mi wyglądać. Tak, już słyszałem, ten gra z frotką, tamten z papierkiem, a tamten z kupą. Niech grają.
Czy działa tu czynnik znaczka? Na pewno też, nie ukrywam. Wszyscy się jarają, to czemu ja mam nie spróbować? Na szczęście to nie kokaina. Uff.