Jakiś czas temu na naszej stronie facebook zadaliśmy Wam pytanie, jakich wioseł brakuje na rynku i czego od nich oczekujecie. Większość odpowiedzi była dość klasyczna, czyli Stratów, SG, Iceman’ów, czy na przykład Stratów z główką SG… Pojawiały się głosy o lepszym dostosowaniu ułożenia potencjometrów i przełączników. Dostaliśmy też odpowiedzi, że mało jest wioseł dobrych, w dobrej cenie, czyli poniżej 2000 zł.


W takim razie co znajdziemy na rynku? Znajdziemy w zasadzie wszystko to o czym piszecie (no może oprócz dziwadeł o pomieszanych główkach), tylko niestety trzeba trochę pogrzebać i pod warstwą niezbyt ciekawie wyciosanych wioseł poszukać dobrze skrojonych używańców. Ewentualnie poszperać na portalu i znaleźć coś dla siebie. Wróćmy jednak do tematu tego poematu.

Pytaliśmy Was o brakujące na rynku gitary w kontekście właśnie powyższego artykułu. Co jeśli ktoś chce założyć pracownię lutniczą i zacząć produkować gitary. W Polsce mamy trochę lutników uprawiających produkcję jednostkową – choćby Oldskull Guitars, mamy Mayonesa, Blackata, Rana i kilka innych mniejszych i większych manufaktur. Wszyscy więksi producenci uderzają w rynek światowy, bo na wypasioną customową gitarę trzy przeciętne pensje Polaka mogą nie wystarczyć, a za naszymi zachodnimi granicami wystarczy jedna i zostanie jeszcze na wzmacniacz. W zasadzie nie ma w tym nic niezgodnego z podstawowymi zasadami logicznego myślenia i marketingu – sprzedaję tam, gdzie jest popyt.

No dobra, ale co z nami? Do wyboru mamy tylko wyroby chińskie i koreańskie? Era japońskiego Jacksona skończyła się nim się zaczęła, Ibanezy z Indonezji są zrobione lepiej niż te koreańskie, a ceny solidnych wioseł koreańskich znowu poszybowały w górę. Niestety – dolar nas zabija.


Do niedawna remedium na ten śmiertelny brak sensownych gitar był Ran Crusher. Za okolo 4000 zł można było kupić solidną, dobrze zrobioną gitarę na porządnym osprzęcie. Niestety rynek znowu się zmienił, więcej Crusherów lądowało za granicami naszego kraju niż u nas, pojawiło się miliony customów i teraz już chyba poniżej 5000 zł nie zejdziemy, do tego czas oczekiwania wydłużył się do roku (po dwunastu miesiącach to chyba szlag jasny człowieka trafia).

W tym momencie dochodzimy do wypowiedzi Marcina, która jako tako wcelowała się w moje myślenie i uważanie czego brakuje na naszym rodzimym rynku:

Brakuje prostych, dobrych modeli. Ciężko o 7kę z ruchomym mostem w sensownych pieniądzach. Brakuje modeli w rozsądnych pieniądzach poniżej cen lutniczych(bo za 4k to można robić gitarę u lutnika więc po co płacić za nazwisko) ale ciągle na wysokim poziomie. Artystyczne wykończenie można sobie odpuścić, klasyka w zupełności wystarczy. Wąska paleta barw, duży wybór przystawek i solidność. Innymi słowy wg mnie nie chodzi o gitarę na sesję zdjęciową tylko o wół roboczy na scenę i do salki.

Kolejny prześliczny Mayones, setki wypustów od Kiesel & Carvin, ViK Guitars, Jacksony USA i cała masa kosmicznych wypustów z topami w galaktyki i czerwonymi podstrunnicami za równowartość mojego auta. Czy rynek się już nasycił tym szaleństwem? Wygląda na to, że jeszcze nie. Moda na „zarzygane” topy sięga tak daleko, że trafia nawet do gitar ze średniej i niższej półki, w postaci ostatnich wypustów z serii Iron Label Ibaneza – Ibanez RGDIX7MPB:

Po prawdzie jest to po prostu jakiś fornir z topoli oczkowej, ale sprawia wrażenie „PRO”.

Trzeba brać jednak pod uwagę, że w końcu moda na cuda na kiju się skończy, podobnie jak na czarne Ibanezy. Po jakie pomysły sięgną wtedy producenci? Myślę, że dokładnie po to, co powinien sięgnąć ktoś, kto własnie planuje zacząć produkcję.


JAKOŚĆ I PROSTOTA

Podobnie jak w powyższym cytacie, przypuszczam, że to będzie kierunek w którym podążą producenci gitar. Szukając dobrze zrobionej, nieprzebajerzonej gitary w cenie 3000-4000 zł wybór mamy dość ograniczony, szczególnie jeśli nasze wymagania są dość specyficzne, na przykład dłuższa skala, więcej progów, klucze nie w linii, czy odpowiednio oddalone potencjometry od strun.

Przykładowo, mahoniowy Telecaster, w skali 27 cali, z wycięciem na przedramię. Jestem w 100 procentach pewien, że taka gitara nie istnieje (przynajmniej w seryjnej produkcji). Kolejne modele można by tworzyć i tworzyć, ale prawdopodobnie lista by się nigdy nie skończyła.


Po pierwsze klasyka!

Przeglądając lajki pod zdjęciami gitar, wciąż największą popularnością cieszą się klasyczne kształty. Zawsze Les Paul, zawsze Telecaster, Stratocaster. Do tego wspaniałego grona dorzuciłbym prostego superstrata i… Mamy cztery kształty do produkcji.

Skala?

Do wyboru. Nie każdy szuka siódemki barytonowej, ale również dorwanie barytonowej szóstki nie jest takie proste. 24 3/4, 25 1/2 i 27 cali. Każdy znajdzie coś dla siebie.

Drewno

W związku z chęcią obniżania kosztów produkcji, nie próbowałbym uderzać w tysiące rodzajów drewna i pełną opcją customizacji. Niech to będą trzy podstawowe gatunki na korpus (jesion, lipa, mahoń) i podobnie na gryf (klon, jesion, mahoń). Do tego najpopularniejsze gatunki na podstrunnice (heban, klon, palisander) i zamykamy drewniany interes.

Osprzęt

Tutaj rodzi się sporo problemów, gdyż każdy rodzaj mostu wymaga innego profilowania i wycinania korpusu. W związku z tym zdecydowałbym się tylko na dwa rodzaje mostów, niskoprofilowe mosty ruchome dwustronnie blokowane i niskoprofilowe mosty stałe a’la Hipshot. Do tego porządne klucze nieblokowane przy FR, oraz blokowane w mostach stałych.

Łączenie gryfu z korpusem

Kopytko, które łączy gryf z korpusem ma wpływ na brzmienie, a przede wszystkim na wygodę grania. Najlepszym rozwiązaniem byłoby pozostawić klasykę w spokoju, czyli Tele i Strat – bolt-on, LP – set-in, a Superstrat – NTB. Prawdopodobnie jednak zwiększyłoby to koszty i dodało sporo dodatkowej pracy. Stąd też gitary w mojej pracowni posiadałyby gryfy wklejane, z doskonałym dostępem do wysokich pozycji.

Przetworniki

Celowałbym w klasę średnią. Bardzo często pickupy i tak wylatują z kupionej gitary i są zastępowane innymi.

Wykończenie

Prosto, bez bajerów, naturalnie, olej, mat, bez bindingów, gwiazdek, świecidełek.


Czy ktoś już wpadł na taki pomysł? Wygląda na to, że tak. Rob Chapman i jego Chapman Guitars wyprzedził mnie w tym pomyśle i za pomocą outsorcingu tworzy swoje instrumenty w Korei Południowej.

Oprócz zastosowania prostych i sprawdzonych rozwiązań, pomysły na swoje instrumenty konsultuje z konsumentami, dając im możliwość stworzenia dokładnie takiej gitary, jaka im się podoba.

Czy to dobry pomysł na rozkręcenie produkcji gitar? Czy producenci pójdą w tą stronę? Jak myślicie? Dajcie znać!

O autorze

4 komentarze

  1. Jędrek Chałabis on

    Z tego co widziałem w filmikach Roba, to pierwsze prototypowe Chapmany były robione w Chinach. Chyba nawet pierwszy Ghost Fret, ten zielony, też został zrobiony w Chińskiej Republice Ludowej 🙂