Płaczom i lamentom w sieci nie ma końca. To do niczego, tego nie było, tu źle, tam niedobrze i TO PIWO! Z KRANU! ZA 12 ZŁ! TAKIE NIEDOBRE!!! (@DeathMagnetic LOL).

Szybki wstęp i jedziemy!
Plan był taki, że nie idziemy na BRMC (na występy w plenerze to poszli chyba najwięksi twardziele, bo na dworze było 36 stopni) i udajemy się bezpośrednio na AiC. Ledwo, ledwo ale zdążyliśmy.

Na początek chciałem mega pochwalić ochronę, full pro, bardzo szybko, wykrywacze metalu na wszystkich – wszystko bezproblemowo się odbywało z pełnym szacunkiem. Znalazłem komentarze w sieci, że nie można było wnosić butelek – yyyy sorry, nie pamiętam czy byłem kiedyś na koncercie na którym butelki było można wnosić. Nieważne.

Z ledwością zdążyliśmy na Alice in Chains, ale chyba już wyrosłem. Oczywiście miło było posłuchać mega przebojów z Rooster na czele, ale to jednak nie to. Brzmienie znośne, choć staliśmy przy samym wejściu i JUŻ wydawało się za głośno. W ogóle Jerry brzmiał jakby grał na Maczecie.

Ale przejdźmy do meritum. Koło 20.20 AiC zakończyło występ i większość słuchaczy udała się do wyjścia w celu wypicia PYSZNEGO PIWA, a ja z Pawłem wyruszyłem w głąb Tauron Areny, żeby zająć najlepsze miejsca, czyli przy FOH. I tak też się stało. Po drodze minęliśmy Człowieka Wargę z żona, a zaraz obok akustyków i oświetleniowców można było dojrzeć Pana Glacę:

I zaczęło się oczekiwanie. Punktualnie o 21.15 rozbrzmiały pierwsze dźwięki Aenema. W 2007 roku podczas tego numeru wystartowała oprawa świetlna z laserami i myślałem, że będzie tak i teraz, ale… Panowie przesunęli widowisko. Ogólnie cały koncert był przekrojem z wszystkich płyt. Głównie siglowe numery i największy hity (o ile można tak powiedzieć?).

Następnie przesunęliśmy się w czasie o 10 lat i Tool wystartował z The Pot. Zaraz po tym kolejne przenosiny w czasie i powrót do Lateralusa, czyli Parabol i Parabola. Warto dodać, że oprócz niesamowitej oprawy świetlnej, na 5 ekranach można było zobaczyć fragmenty klipów pomieszane z innymi motywami. Po Paraboli Panowie zaprezentowali numer z nadchodzącej płyty – Descending:
https://www.youtube.com/watch?v=nrinnnHckP8

I tutaj zaczęła się absolutna rzeźnia wizualna. Laserowe światełka to magia totalna.

Jak się spisują nowe numery na żywo? Na razie spokojnie, wszyscy raczej słuchają. I tutaj można wspomnieć o brzmieniu całości. Jak dla mnie (dla Pawła też) było za głośno, czasami gubił się wokal. Ale jestem zadowolony, bo słyszałem wszystko co chciałem usłyszeć.

Co dalej? Wracamy do Lateralusa i dostajemy… Schism! Nawet udało się nagrać fragment:

Brzmienie basu jak zwykle miazga.

Następnie przyszedł czas na drugi numer z nowej płyty i był to oczywiście Invicible, który naszym zdaniem wypada lepiej na żywo niż Descending. Numer ma 4 zakończenia jak Władca Pierścieni, a całość wypada mega hipnotycznie.

Po tym numerze ¾ zespołu zrobiło sobie przerwę i Danny Carrey dostał swoje solowe 5 minut.

Po soli cofnęliśmy się bardzo daleko, bo aż do Undertow. Jego reprezentantem był Intolerance.

Na następny numer czekał Paweł i się w końcu doczekał. Do naszych uszu dotarłu pierwsze dźwięki Jambi. Był ogień. Czy to koniec? Ano nie! Pozostało jeszcze 46&2, później mój ukochany Vicarious i na deser Stinkfist z podwójnym mostkiem. Po tym numerze Panowie przybili sobie piątki, Danny wyrzucił pałki, czy kostki też poleciały – nie wiem, bo nie widziałem.

Podsumowując – koncert uważam za mega udany, mimo delikatnych mankamentów nagłośnieniowych. Nie wiem jak Wy, ale muzyka Tool jest jakby… Czymś więcej niż muzyką? Wydaje mi się, że większość tak to czuje. A może się mylę? Odchodząc od muzyki – cały spektakl audiowizualny jest po prostu niesamowity. Przesuwające się światła, grafiki, lasery, wszystko w rytm muzyki, w tempie, podkreślające to co słyszymy. Magia absolutna.

Jeśli chodzi o setlistę, to zabrakło mi Lateralusa, ale panowie grali 105 minut więc naprawdę nie ma na co narzekać.

Porównując do grudniowego koncertu A Perfect Circle zabrakło mi trochę klimatu? Atmosfery? MJK przywitał się z publiką i na tym w zasadzie się skończyło. Adam z Justinem starali się nawiązać jakiś kontakt, co w sumie było fajne – wzajemne pokazywanie się podczas solowych partii. Co mnie zdziwiło – nie było żadnych ostrzeżeń dotyczących robienia zdjęć, jak to zazwyczaj na występach Tool/APC/Puscifer. Czyżby reszta zespołów sie nie zgodziła?

Tego nie wiemy, ale wiemy że Tauron Arena była wypełniona po brzegi. I mam nadzieję, że trasa po płycie również nie ominie Polski. Także… Widzimy się za rok! Albo i szybciej!


O autorze

Komentarze zostały zablokowane