Kaczor przyjechał do mnie w kartonie z napisem Budda. W środku opakowany standardowo w folię pedał i karta rejestracyjna. Żadnych wodotrysków. Prezentuje się to to zwyczajnie. Z wyglądu przypomina klasyczną kaczkę Voxa czy Dunlopa. Solidna, ciężka, metalowa obudowa, wandaloodporny przełącznik. Kaczuszka wyróżnia się za to kolorami, dolna jej część jest fioletowa, sam pedał ma metaliczny połysk, a na samej górze umieszczona jest guma, co by nam się noga nie pośliznęła. Po bokach dwa gniazda jack, wejście instrumentu i wyjście do wzmacniacza. W oczy rzuca się również brak jakichkolwiek pokręteł, potencjometrów, przełączników i im podobnych, jakich jest pełno w najnowszych wypustach. Zapomniałem wspomnieć o logo Buddy na przodzie efektu. Tyle o wyglądzie.
Kaczka wyposażona jest w true bypass (przy wyłączonym efekcie sygnał omija całą elektronikę). Zasilanie to standardowe 9V DC baterią lub zasilaczem. Kaczka pobiera około 20mA prądu, czyli mało, bateria powinna starczyć na dość długi czas, niestety nie powiem na jaki, gdyż używam zasilacza.Czas odpalić sprzęt. Rzeczywiście po podłączeniu, sygnał nie zmienił się, bypass działa znakomicie. Po włączeniu kaczki, nie doświadczymy żadnego kliku ani nic z tych rzeczy. Delikatny ruch nogą i wiadomo o co chodzi. Nie słychać przejścia z pasma niskiego do wysokiego, wszystko jest idealnie połączone, głębią efektu jest również bardzo dobra. Aż się chce walnąć parę funkowych akordów. Dużym plusem jest również to, że kaczka nie zmienia brzmienia gitary i nie ucina pasma. Po prostu dodaje efekt wah. Na kanale przesterowanym również pracuje wyśmienicie, świetnie wyważone proporcje „kwaknięcia”, okazuje się, że żadne Q – poty nie są potrzebne.
Czy opłaca się wkładać sporą kasę w taką kaczkę? Ja twierdzę, że tak. Moja opinia na ten temat jest całkowicie subiektywna, gdyż jestem zachwycony tym, co kaczka potrafi. Po prostu zaczarowała mnie od pierwszego wejrzenia.