Carvin – marka niby w Polsce trochę znana, ale na pewno nie tak popularna jak inne produkty Made in U.S.A. Fama głosi, że firma Carvin trudni się produkcją znakomitej jakości instrumentów w wersjach rozmaitych, mniej lub bardziej seryjnych w całkowicie rozsądnych cenach. Ale podobno nie zawsze tak było i wcześniejsze instrumenty tej firmy bywały jakościowo dość różne. Na szczęście, miałem ostatnio okazję sprawdzić, jak to jest z tą hamerykańską jakością, więc bez ceregieli przejdźmy do rzeczy.
Konstrukcja: NTB
Gryf: klon
Skrzydła korpusu: olcha
Podstrunnica: heban
Progi: 24, stal nierdzewna
Elektronika: 2x humb Carvin, 5-way, 1x vol, 1x tone
Pierwsze wrażenie jest jak najbardziej mocne – dostałem do ręki fajowego superstrata ze stałym mostem typu hardtail, blokowanymi kluczami Sperzel i progami zrobionymi z nierdzewki. Cudeńko jest wykończone na całkowitą surowiznę – gołe drewno zabezpieczone odpowiednim olejem – dzięki czemu całość jest niebywale przyjemna w dotyku. Do kompletu mamy tutaj konstrukcję typu NTB (aczkolwiek gryf wykonany jest z jednego kawałka klonu, a nie jak to często w takich konstrukcjach bywa – z wieloczęściowego laminatu), dzięki czemu dostęp do najwyższych pozycji jest łatwy, przyjemny, radosny i niczym nieskrępowany. Całości wizerunku „surowej dechy” dopełnia zacna hebanowa podstrunnica o przyjemnie płaskim radiusie, minimalistyczne podcięcie pod przedramię, zmajstrowane nieco na modłę produktów Ibaneza oraz fabryczne pikapy wkręcone prosto w korpus. Całościowo – wygląda to bardzo spoko, no chyba że ktoś jest fanem grubo lakierowanych rozwiązań. Ja nie jestem więc ogólnie bardzo mi z wyglądu to DC 600 siadło.
Zazwyczaj, osobną kwestią pozostaje jakość wykonania, bo często-gęsto, nawet w najładniejszej gitarze można znaleźć jakiegoś rodzyna/babola/fuszerkę, słowem coś, co stanowi jakiś zgrzyt wykonawczy. Uwierzcie mi na słowo, że tutaj niczego takiego się nie uświadczy. Opiewana tu i ówdzie w internetach jakość wykonania wioseł marki Carvin, to jak najprawdziwsza prawda. Szukałem wzdłuż, wszerz i w poprzek czegoś, do czego mógłbym się przyczepić i bezlitośnie wypunktować w tej recenzji i, ku własnemu zaskoczeniu, niczego takiego nie znalazłem. Jak oni to zrobili? Nie wiem, ale na całym wiośle nie ma ani jednego świadectwa na gapiostwo bądź zaniechanie dokonane przez pracowników zakładów Carvina. Nawet aspekty zazwyczaj niewidoczne dla użytkownika, takie jak na przykład frezy pod przystawki, są tu dopieszczone do granic możliwości. Za przykład niech posłuży dialog jaki odbył się przy okazji wymiany mostowego przetwornika:
-Ej, patrzcie jaki ładny frez.
-No, aż mi stanął.
Nic dodać, nic ująć.
Ale właśnie, po co w takiej gitarze wymieniać przetworniki? Ano, generalnie pikapy Carvina też miewają różne opinie i często nie cieszą się estymą wśród użytkowników. W mojej całkowicie subiektywnej opinii – zupełnie niesłusznie. Stockowe przystawki, wyposażone w całą armię pojedynczych nabiegunników w zasadzie w niczym nie ustępują produktom firm takich jak Seymour Duncan, EMG czy – o zgrozo – DiMarzio. Są to na pewno najlepsze stocki jakie w życiu słyszałem – mają mocarny output i grają na całkowicie „PRO” poziomie. Dość powiedzieć, że jak usłyszałem tę gitarę z SH-4 pod mostem, to aż się przeraziłem. Gdzieś zniknęło to fajoskie „DŹG”, które tak wyraźnie artykułowało się przy ataku i ogólnie, jakoś tak jaj ubyło. Ale za to zrobiła się ciepła buła, co mnie totalnie zaskoczyło, bo przecież w teoretycznie „ciemniejszym” Framusie, ten sam pipak rąbie jak oszalały, i pozwala wykręcić ciężki, metalowy walec z teoretycznie rockowego instrumentu. Co by nie mówić, przetworniki na pewno nie stanowią tutaj słabego punktu. Grają jasno, bardzo „tight”, z wyraźnym atakiem i takim fajnym „rzygnięciem” na kanałach przesterowanych – bardzo blisko moich ideałów brzmieniowych. Nie oznacza to oczywiście, że wiosło będzie grało tylko metal, co to to nie. Cały układ zarządzany jest przez pięcio-pozycyjny, ślizgowy przełącznik, który w odpowiednich pozycjach rozłącza nam cewki, dzięki czemu mały sportowy Carvin oferuje całkiem szeroką paletę brzmień. Oczywiście cała elektronika została poskładana z pieczołowitością, której nie powstydziliby się szwajcarscy zegarmistrzowie – aż miło w cavity zajrzeć.
Ale zostawmy już dywagacje w temacie „Czemu przetwornik X nie gra w gitarze Y” za sobą, bo ja zupełnie nie o tym miałem, i zajmijmy się czymś ważnym, czyli ergonomią i wygodą. Jest super, dziękuję za uwagę, koniec recenzji.
A na poważnie – superstratowa stylistyka zobowiązuje, tak więc gitara oferuje nam przyjemny profil gryfu o przekroju „D”, jednak bez charakterystycznego dla niektórych marek „spłaszczenia” w jego osi. Słowem, jest tak jak lubię – wygodnie i bez przegięć. Gryf jest wyraźnie sportowy, stworzony do szybkich manewrów, ale jednocześnie nie jest totalną listewką. Świetnie leży w dłoni i jest to jeden z najprzyjemniejszych gryfów jakie macałem ever. Od strony korpusu również nie ma na co narzekać – jak już wcześniej wspomniałem, podcięcie pod przedramię nie jest tak głębokie, jak w przypadku często w tym tekście przytaczanych Ibanezów, ale mimo to swoją funkcję spełnia należycie i zdecydowanie ułatwia grę. Z tyłu, standardowo już, wiosło jest zaopatrzone w wycięcie na mięsień piwny/wystające żebra/obfity biust (w zależności od tego, jak wysoko gitarę raczymy zawiesić i w jakie aberracje anatomiczne jesteśmy zaopatrzeni na danej wysokości). Cała konstrukcja jest zresztą przyjemnie lekka i znakomicie wyważona, tak więc od strony ergonomii nie znalazłem absolutnie niczego, co zniechęciło by mnie do omawianego wiosła.
Podsumowując, Carvin DC 600 okazuje się być mega solidną propozycją praktycznie dla każdego, kto poszukuje ciekawego, sportowego superstrata. Ma dosłownie wszystko, czego można od takiego instrumentu oczekiwać – całkowicie profesjonalne wykonanie, doskonałe warunki ergonomiczne oraz charakterystyczne, mocne brzmienie z lekką nutką uniwersalności. Jest jak małe, zwinne, sportowe coupe przez co totalnie mnie zauroczył – no bo kto nie lubi małych, zwinnych, sportowych coupe?
foto: Adam Latoń
-
WYGLĄD
-
JAKOŚĆ
-
GRYWALNOŚĆ
-
BRZMIENIE
-
CENA